Author |
Message |
Guest |
Posted: Tue 21:02, 17 Jul 2007 Post subject: |
|
Wybaczcie e tylko tyle napisałem ale mam bardzo ograniczony czas. Jeśli dobrze pójdzie i będą checi to napisze jeszcze dziś dalszą część opowiadania. Nawet nie mialem czasu żeby poprawić wygląd ale tak chyba lepiej wyląda.
P.S: Chcieliscie zebym sie zarejstrowal |
|
|
GM_online_0 |
Posted: Tue 16:54, 17 Jul 2007 Post subject: |
|
"Dorzuć drwa do ogniska" wypowiedział cicho zakapturzony w czarnej szacie mąż. Jeden z piątki słuchaczy siedzących w okół ogniska chwycił w dłoń kawał drwa i w ogniki dogasające wrzucil ostrożnie. W górę wzbiły się tłumany iskier latające w każda stronę niczym rozszalałe osy. Najstarszy z drwali ozwał się z szacunkiem do Nieznajomego. "Czy waść opowiadać będziesz?". Kaptur podniósł się i obrócił w stronę Rębacza. Drwał poczuł jak ciarki płyną strumieniem mu przez plecy...spojrzał samemu resztkami odwagi w kaptur Przybysza lecz nie ujrzał nic prócz mroku...tylko mrok...pomyślal sobie *Toć jaka cholerna zjawa... po nasze dusze przybyła*. Lecz tedy ozwał się głos cichy "Koniec jeno tej opowiastki...historia jak każda ma swój koniec...*spojrzał w górę przez zapełnione liścmi gałęzie starając się dostrzec nocne niebo*...Znam jeno jedną opowieść pełną dziwów i tajemnic...strasznych rytuałów...mordów i upadku ludzkiego w mrok...historia ta póki co końca nie ma...jeśli nadal was nie przeraziło to com powiedział toć mogę wam ją opowiedzieć lecz odrazu rzekne iż o wampirach mowa...wpierw jednak opowiem wam o wyczynach krasnoludzkiego Herosa...największego jakiego znały tamte ziemie od czasu Allart Webbera. Zatem zaczynać mam?". Drwale spoglądali po sobie po czym na najstarszym Rębaczu wzrok zatrzymali oczekując na jego decyzję. Rębacz dłonią brodę długą pogladził spoglądając to na jednego to na drugiego. W stronę ogniska wzrok opuści i wypuszczajać z siebie powietrze wypowiedzial "Praw waść". Spod czarnego kaptura jakby śmiech się wydobył który po chwili zamienił się w słowa. "Zatem prawić będe... nawet cała noc jeśli uszy chętne...". Na koniec tych słów pociągnął nosem a Drwale uszu nastawili na kolejną opowieść.
Przepraszam ale nie sprawdzałem błędów i nie mam czasu czytać więc jeśli jakieś glupoty to wybaczcie. Opowieść dodam jeszcze dziś jak znajde czas bo już cała gotowa tyle że troszke innym językiem będzie (bo krasnoludzkim). |
|
|
Errindiel |
Posted: Tue 7:44, 17 Jul 2007 Post subject: |
|
- Hmm, wybraniec Boży, - Nekromanta zamyślił się
Dumny tytuł. Kuszący los. Wyzywający nieprzyjaciół by sprawdzili czy Eligiusz to ktoś, kto naprawdę znajduje się pod boską opieką. Mniejsza wszak o tytuły, gdyż bardziej liczą się umiejętności i to co kryje się w sercu. A umiejętnosci nieznajomego w posługiwaniu się piórem i krwawym inkaustem są imponujące. Z ochotą posłucham dalszych jego opowieści, gdy wróci.
Jeśli wróci.... |
|
|
GM_online_0 |
Posted: Mon 22:25, 16 Jul 2007 Post subject: |
|
Postac w czarnej szacie siedzaca na krzesle wpatrywala sie w zakurzona ksiege. Podsunela ja do siedzacej na przeciwko niej elfa i rzekla cichym glosem. "Tak jak to tutaj opisalem bylo...to nie sa klamstwa lecz prawda z mych ust na papier za pomoca piora i krwi przelana na papier.". Elf ksiege chwycil dwoma dlonmi i do torby skorzanej na ramieniu przewieszonej wlozyl. Srebrne oczy elfa blyszczaly w przygasajacym plomyku swiecy. Usmiechnal sie lekko wargami po czym wydal z siebie melodyjne slowa: "Panie nie zdradziles swego imienia ani nie rzekles kim jestes...skad mam wiedziec czyje te oto slowa spisane w tej ksiedze sa?" postac odrzekla mu an to potrzasajac lekko kapturem okrywajacym jego glowe "Pytaj sie ludzi ktorz to jest 'Wybraniec Bozy' lub 'Pod Boza opieka'. Wtedy poznasz z kim rozmawiales i czyje slowa spisane sa na tych stronach tymczasem...Bywaj. Postac podniosla sie na rowne nogi opierajac sie piesciami na stole po czym wyszla z pomieszczenia i udala sie w swa strone.
Przepraszam ze nie poprawilem bledow i polskich znakow nie dodalem ale pisalem to 5 minut bo zajety jestem. I sprawdzcie sobie w internecie znaczenie imion. |
|
|
Nightingale |
Posted: Tue 22:02, 15 May 2007 Post subject: |
|
elf siedzial cicho i pisnac sie nie wazyl by mszy i modlitwy nie zaklocic jednak w glowie mysl mu dzwieczala ... jedna ta sama ... mrr jak smakuje to mszalne wino mrr ... tfu tfu modlic sie trzba ... mrr jak smakuje? |
|
|
LuPuS |
Posted: Tue 18:08, 15 May 2007 Post subject: |
|
Witam,
od kilku dni proboje dojsc: Kto jest autorem tych zacnych
opowiadan ukryty pod pseudonimem jak rozumiem artystycznym
GM_online_0?
Opowiadanka dosyc przyjemne (mozna sie jedynie zorietowac
iz siegaja one juz zamierzchlych czasow servera Shadow).
Polecam zarejestrowanie sie na naszym forum jako uzytkownik :wink:
I dziekuje za kawalek lektury :D
PS do GM_online_0: Zdublowany temat "Samotny Kurchan na wzgórzu"
zostal przeze mnie usuniety :wink: |
|
|
GM_online_0 |
Posted: Wed 19:57, 09 May 2007 Post subject: Przymierze Krwi |
|
Człek łysy i poddenerwowany stał tyłem do ołtarza i zgromadzonych. Przetarł czoło z potu i spojrzał na swego sługę ubranego w brązowe szaty oczekującego na znak. Sługa łbem swym skinął na kapłana co oznaczało iż wszystek do ceremoni rozpoczęcia gotów. Kapłan odwrócił się powoli na pięcie po czym do ołtarza podszedł i klękając przed nim modlić się począł. Każdy jego ruch obserwowany był przez istoty różnych ras ubrane to w zbroje kolcze, to w płytowe, to w skóry wzmacniane ćwiekami. Każda z nich w dłoni broń dzierżyła. To jakiś ork na ramieniu maczugę trzymał to mroczny elf dwa sztylety z czarnej stali których ostrze do tyłu było zakrzywione, to paru ludzi z włóczniami, halabardami i korbaczami jednak większa część istot w ręku dzierżyła łuk lub smiertelną kuszę. Nagle śpiew chóru po kaplicy się rozniósł. Cichy i delikatny śpiew zwiastujący koniec modlitwy. Kapłan podniósł się na nogi i na piedestał wszedł co koło ołtarza był. Teraz już każdy z gapiów widział co robi kapłan. Człek skinął łebem w kierunku zebranych. Z tłumu wyszły dwa orszaki. Jeden złożony z czterech ludzi a drugi z prowadzącego krasnoluda i 3 ludzi. Pierwszy idący w każdym orszaku był ubrany w kosztoną zbroje, jeden w karcerowaną a drugi w skorzaną. Każda z nich była zdobiona złotem i innymi kosztownościami. Za każdą z tych dwóch postaci szedł człek rosłej postury trzymający proporcerz w ręku z flagą co na lekkim wietrze powiewała a po jego bokach szła obstawa w postaci dwóch ludzi. Szli po obu stronach chorążego. Wysokie postacie opancerzone w pełne płytowe zbroje wypolerowane do granic możliwości. Gdy zbliżyli się do ołtarza Kapłan ręce w górę uniósł a chór zamilkł. Orszak zatrzymał się a z niego wystąpiły tylko dwie prowadzące go postacie które po podejściu do piedestału gdzie Kapłan czychał uklękły i głowy spuściły. "Tharonie i ty Mortagu" przemówił głośno człek tak by każdy go słyszał."Wy przywódcy Bractwa Aniołów i Anger Nar czy przyżekacie na wszystek świetości iż zapomniecie dawnych zwad i razem w bój nawet na śmierć ruszycie?". "Tak! Przysięgam!" odrzekł każdy z nich. "Czy przysięgacie razem bronić honoru swego i swych sprzymierzonych braci nawet jeśli to do śmierci prowadzić by mogło?". Ponownie obie odrzekły "Tak! Przysięgam!". Kapłan wystawił prawą dłoń w bok na co chór zareagował szybko wyśpiewując delikatną pieśń. Sługa do ołtarza podszedł i z niego podniósł złote naczynie wypełnione wodą. Do swego pana wolnym krokiem przybył i uklękł obok niego wystawiając przed siebie naczynie. Kapłan zanurzył dłoń w złotej misie i wyciągnął z niej sztylet ze srebra z wysadzaną rubinami rękojeścią. Tharon i Mortag powstali i odwrócili się twarzą do siebie. Kapłan trzymając oburącz sztylet przed siebie wystawił go wyprostowywując ręce. Przywódcy Bractw złączyli swe dłonie w uścisku na ostrzu sztyletu. szybkim ruchem kapłan uniósł sztylet do góry rozcinając dłonie obojga istot. Na kamienną posadzkę pokapała krew z ostrza i rozciętych dłoni. Włożywszy sztylet do misy ulożył swe dłonie na głowach stojących przed nim postaci. Tharon wraz z Mortagiem nie puszczali uścisku. "Od tej pory jesteście swymi braćmi. Idzcie. Idzcie dumnie i pamiętajcie o przysiędze. Błogosławię was!". Każdy zebrany w świątyni uniósł swą broń w górę wznosząc radosne okrzyki. Nie było ni jednej osoby co by radowała się. Tharon puścił pierwszy dłoń Mortaga wypowiadając te oto słowa "Skorzystajcie braci moi z gościnności naszej. Uczta gotowa na zamku.". Mortag łbem skinął na Tharona odpowiadając " Prowadz zatem". Kapłan odszedł do swej komnaty a sługa zajął się sprzątaniem świątyni w czas gdy chór śpiewał póki ostatnia istota nie opuściła tego świetego miejsca. Tharon i Mortag ruszyli jako pierwszi na zamek a za nimi obok siebie szły ich orszaki na których czele szło dwóch ludzi z flagami każdego z bractw. Na zamku odbyła się wielka uczta która przebiegła w miłej atmosferze. Więcej nie rzekne, tom com opowiadał wam toć prawda największa. Jam tam był i jam to widział. Jeśli ktoś twierdzi iż tak nie było niech dobędzie miecza i w szranki ze mną pójdzie przy szczęku stali. |
|
|