Zamek AngerNar Forum Index
->
Opowiadania
Post a reply
Username
Subject
Message body
Emoticons
View more Emoticons
Font colour:
Default
Dark Red
Red
Orange
Brown
Yellow
Green
Olive
Cyan
Blue
Dark Blue
Indigo
Violet
White
Black
Font size:
Tiny
Small
Normal
Large
Huge
Close Tags
Options
HTML is
ON
BBCode
is
ON
Smilies are
ON
Disable HTML in this post
Disable BBCode in this post
Disable Smilies in this post
Confirmation code: *
All times are GMT + 1 Hour
Jump to:
Select a forum
Forum glowne
----------------
AngerNar - ZelaznyPlomien
Podzamcze - Castleground
Gosciniec
Ogolne
Gościenic (Archiwum)
Klan
----------------
Opowiadania
Topic review
Author
Message
Snake
Posted: Mon 0:05, 21 Jun 2010
Post subject: Ethernity- historia, która tworzymy sami (kroniki Shadow)
Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, toteż strażnicy miejscy pozamykali już bramy. Ludzie tłoczyli się jeszcze na rynku załatwiając ostatnie sprawunki, zbierając swe towary, ładując dobytek na buffalo w przypadku co bogatszych obywateli lub na swe własne barki w przypadku przeważającej reszty. Plac powoli pustoszał, w oknach domostw pojawiały się ciepłe kręgi światła – to kobiety rozpalały naftowe lampy i zapalały świece, by rozproszyć zapadające ciemności. Z kominów unosił się dym oraz zapach gotowanej strawy. Z całego kłębowiska rozmaitych wonności wyraźnie dał się odczuć ten jeden specyficzny zapach pieczonego mięsa Alpen Kookaboora.
Musze Ci powiedzieć, Mój Drogi Słuchaczu, że gdybyś kiedykolwiek zjawił się w Aden i spytał pierwszego lepszego mieszkańca okolicy, gdzie można zjeść najsmaczniejszy posiłek i napić się najwyborniejszego wina albo najsmaczniejszego piwa, tudzież innego trunku, usłyszałbyś w odpowiedzi – „W karczmie u Palela”. Albowiem karczma jego słynęła w okolicy całej i znane od Giran po Goddart było powiedzenie „W karczmie u Palela skosztujesz najlepszego likiera”. Tak właśnie było w istocie - Palel słynął z najsmaczniejszej w krainie Aden potrawy z mięsiwa potężnych bawołów i likierów własnej receptury. Sam Palel, choć kto pierwszy raz o nim usłyszał sądziłby, że jest starym Dwarfem, był młodym jeszcze elfem jasnej rasy, który latami całymi szkolił się w sekretnych przepisach warzenia złotego trunku, czerwonego wina oraz całej gamy likierów. Do tego był zapalonym myśliwym, któremu nie straszne najgłębsze zakamarki odległej krainy Ketra Orc Outpost. Zapuszczał się tam na łowy wraz ze swymi kompanami. Właśnie podczas jednej ze swych wypraw, gdy wypadła jego kolej przygotowania kolacji, wpadł przypadkiem na pomysł przyrządzenia bawolego mięsa. Od tej pory posiłek ten stał się jego wizytówką, i zgrzeszyłby ten, kto zatrzymawszy się choćby na jeden nocleg w mieście, nie zaszedłby do zajazdu na „Bawoła po adeńsku”.
Sama karczma czy raczej zajazd, znajdował się w południowej części miasta. Były to budynki drewniane, zbudowane w starym stylu jeszcze przez pradziada naszego elfa, z dwoma stajniami, licznymi izbami gościnnymi, domostwem samego gospodarza, no i oczywiście główną atrakcją jaką stanowiła karczma. Wchodziło się do niej prosto z drogi, przez wielkie dębowe drzwi zdobione starożytnymi runami elfickiego plemienia. Przekraczając próg oczom ukazywała się ogromna wręcz izba, z kominkiem pośrodku przeciwległej ściany, w którym zawsze buchał wesoło ogień. Ściany przyozdobione były licznymi trofeami z wypraw łowieckich trzech pokoleń – rogami jeleni, skórami dzikich coguarów, czaszkami silenosów i ketrowych orców. W rzędach stały drewniane ławy i stoły, zawsze suto zastawione wybornymi potrawami i koszami leśnych owoców.
Skierowawszy swój wzrok w lewo ujrzałbyś przejście do części kuchennej, tam gdzie zawsze krzątała się służba wnosząc i wynosząc półmiski, talerze, kufle, dzbany... W prawej zaś części sali, w najodleglejszym kącie, stał stół znacznie większy niż pozostałe; przy tym to stole gospodarz przyjmował swym najznamienitszych gości różnych ras.
Tego dnia czy wieczora raczej towarzysze gospodarza ucztowali w wyśmienitych humorach, które to humory wzrastały jeszcze wprost proporcjonalnie do ilości wypitego piwa. Orki, Paszcza i Hadim, pili niemalże wprost z beczek, ludzie i elfy popijali z kufli, kobiety zaś sączyły likier ze zgrabnych kielichów. Wesoły nastrój biesiadników udzielił się reszcie towarzystwa zebranego we wspólnej izbie. Paszczak chwycił skonstruowany przez siebie instrument i zaczął przygrywać znane wszystkim pieśni, reszta zaś śpiewała wtórując dźwiękom gitary. Najgłośniej wykrzykiwali zawsze weseli Fonchel i Kahnsen, najgłośniej śmiał się Maximilian, a tańcem zabawiały Morighan i Calluna. Orki, dwarfy, jasne i ciemne elfy, ludzie, wszyscy razem zebrani klaskali w dłonie w rytm muzyki, śmiali się od ucha do ucha, pociągali solidne łyki alkoholu i kto tej nocy przystanął za oknem karczmy, ten słyszał tylko wesoły śpiew, śmiech i dudnienie stawianych z rozmachem kufli piwa.
Księżyc w pełni stał już pośrodku nieba, gdy drzwi karczmy otwarły się nagle. Do środka wdarł się zimny powiew nocy. Głosy cichły jeden za drugim, aż nastała martwa cisza. Oczy kilkudziesięciu osób zwróciły się naraz w tę samą stronę i ukazał im się ten sam widok postaci skrytej pod ciemnym płaszczem... Z kształtu poznać można było iż jest to kobieta, lecz mrok, okrycie sięgające stóp i kaptur zarzucony na głowę nie pozwalały dostrzec żadnego więcej szczegółu.
Twarze zebranych przy największym stole powoli rozjaśnił uśmiech. W oczach pojawiały się z powrotem wesołe iskierki, a serca biły niespokojnie z radości, że z dalekiej, samotnej wyprawy, wróciła Ona, ich duchowa siostra.
- Dawać więcej piwa, Gosik powróciła! – wykrzyknął Carbo, który ochłonął z wrażenia jako pierwszy.
Chwycił swój kufel unosząc go wysoko i przy okazji chlapiąc białą pianą dookoła. Jednakże nikt nie poszedł w ślad za nim. Ta chwila trwała za długo, sekundy zmieniły się w wieczność i teraz on też zadał sobie pytanie, dlaczego ta postać rozgląda się po wnętrzu tak, jakby widziała je po raz pierwszy? Czy nie rozpoznaje swych towarzyszy?
Kobieta zwróciła się wreszcie w ich stronę i chyba zdecydowała zrobić pierwszy krok. Uniosła dłonie w stronę twarzy, chcąc odgarnąć kaptur z czoła. Ujrzeli dłonie, których skóra miała dziwny zielonkawy odcień... Zsunęła kaptur i zobaczyli czarne niczym węgiel oczy, które mogły należeć jedynie do kobiety - orka. Nie mieli już wątpliwości kim była nowo przybyła.
Podeszła do nich stawiając zamaszyste kroki. W obejściu wydawała się nieco szorstka, jak każda orczyca, która przeszła szkolenie na wojownika. Głowę po bokach miała wygoloną do skóry, jedynie przez jej środek biegło pasmo włosów, które wiązała z tyłu w „koński ogon”. Była wyraźnie umięśniona, doświadczona już w walce, o czym świadczyło spojrzenie nie znające strachu, znała niepisane prawa Strażników, śmiało patrzyła bowiem prosto w głębię duszy tego, na którym spoczął jej wzrok. Choć najwyraźniej jeszcze bardzo młoda, bo skóra jej nie zdążyła przybrać barwy soczystej zieleni, to jednak nie była byle kim. Była jednym z nich.
Szeroki uśmiech odsłonił białe ząbki i przeistoczył dotychczasowy surowy wyraz twarzy w przyjacielski i bardziej kobiecy. Omiotła ich raz jeszcze orczym wzrokiem, skupiając się dłużej nieco na swych pobratymcach, po czym zrzuciwszy wierzchnie okrycie z ramion chwyciła pełny kufel piwa i rzekła:
- Wasze zdrowie, moi drodzy! Słyszałam wiele o Waszych czynach, gotowa jestem przyłączyć się do słusznej sprawy.
- Witaj, Siostro – przemówił Hadim, przyjmując nową do swego grona.
- Jak brzmi imię twoje? – spytał Fariana odkładając strzałę, której grotem bawił się do tej pory.
Przeszył ją ostrożnym spojrzeniem Proroka. Rozsiadła się wygodnie na ławie i z nutką tajemnicy w głosie odparła:
- Imię me Dalfes...
Na wzgórzu wilki zawyły do księżyca.
Autor: Gosik klan The Untouchables:
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Digital Dementia © 2002
Christina Richards
, phpBB 2 Version by
phpBB2.de
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin