Zamek AngerNar Forum Index
->
Opowiadania
Post a reply
Username
Subject
Message body
Emoticons
View more Emoticons
Font colour:
Default
Dark Red
Red
Orange
Brown
Yellow
Green
Olive
Cyan
Blue
Dark Blue
Indigo
Violet
White
Black
Font size:
Tiny
Small
Normal
Large
Huge
Close Tags
Options
HTML is
ON
BBCode
is
ON
Smilies are
ON
Disable HTML in this post
Disable BBCode in this post
Disable Smilies in this post
Confirmation code: *
All times are GMT + 1 Hour
Jump to:
Select a forum
Forum glowne
----------------
AngerNar - ZelaznyPlomien
Podzamcze - Castleground
Gosciniec
Ogolne
Gościenic (Archiwum)
Klan
----------------
Opowiadania
Topic review
Author
Message
Snake
Posted: Mon 0:04, 21 Jun 2010
Post subject: Imperial Fortress Stories (kroniki Shadow)
Autor: Avatha Valiarde kaln Squirrels:
Elfka stanęła w swoim pokoju przy oknie i spojrzała na dziedziniec. Dzień już się kończył, słońce wysyłało ostatnie pomarańczowe promienie w świat. Wiatr ucichł zagubiony gdzieś pośród drzew. Wszechobecną ciszę przerywały jedynie głosy nowoprzybyłych, którzy próbowali odnaleźć się w fortecy.
Avatha usiadła w oknie i oparła głowę o zimny mur. Zamknęła oczy i starała się wsłuchać w słowa wiatru, starała się usłyszeć jego przekaz.
- Co dziś mi powiesz ? Gdzie dziś byłeś i co widziałeś ? - elfka szepnęła - Podziel się ze mną swoją wiedzą...
Ava siedziała tak jeszcze dopóki słońce całkiem nie zaszło. Gdy na twarzy nie czuła już promieni słońca otworzyła oczy i spojrzała jeszcze raz na dziedziniec, po czym zeszła z okna i je zamknęła.
Podeszła do szafy, gdzie na dnie leżało jej podróżne ubranie, sztylet, z którym niegdyś nigdy się nie rozstawała leżał na samej górze. Elfka odwróciła wzrok i zatrzasnęła szafę z hukiem i odeszła do swoich ostatnich zajęć.
Czuła się jakby wewnętrznie się zmieniała, jakby nie była już tą Avathą, którą była... Zamiast sztyletu w ręce od dłuższego czasu miała jedynie księgi z różnymi ziołami i medykamentami.
- Coś się kończy, a coś się zaczyna ... Lecz czy faktycznie się kończy ? Czy może uda się kiedyś wydobyć przeszłość z dna szafy ? - Elfka uśmiechnęła się na tą myśl, po czym usiadła na łóżku i zaczęła dalej studiować swoje księgi.
Autor: Lothar Vandire klan Imperial Fists:
Lothar stal na murach twierdzy lekko w cieniu obok baszty tak aby nikt go nie widzial i spogladal na Avathe stojaca w oknie swojej izby. Obserwowal jak delikatny zefirek podwiewa jej zlote wlosy ktore mienily sie w bursztynowym blasku zachodzacego slonca. Widok jej rozgrzewal jego serce, delikatny, spokojny usmiech rysowal sie na jego twarzy.
Rzucil okiem na dziedziniec krecili sie po nim nowo przybyli ktorych spotkal podczas ostatnich dni w miescie Giran i zaprosil do twierdzy. Niektorzy stali w grupkach inni chodzili krzatajac sie to tu to tam ogladajac, zapoznajac sie z architektura warowni. Zastanawial sie ilu z nich dostapi zaszczytu bycia zolnierzem imperium, ilu przetrwa probe, ilu sie wykaze sprytem i roztropnoscia, ilu z nich bedzie gotowych oddac zycie za imperatora.
Spogladnal dalej, nieopodal kuzni siedzial Rufus ktory przygladal sie swoim mieczom starannie wykutym przez zagranicznego mistrza mlota.
- Ciekawe czy uda mu sie dobic targu wymieniajac je na miecze Damascusa - pomyslal glosno.
Mroczny elf gladzil ostrza reka oceniajac ich ostrosc, Lothar stad mogl dostrzec ze sa w nienagannym stanie. Nagle przez mysl przeszlo mu gdzie sie podziewa nasz arcy mag ShiCloud, jak wyruszyl miesiace temu tak ino kilka golebi pocztowych od niego przybylo ze wszstko ma sie w jak najlepszym pozadku ale jak widac jego podroz w nieznane nie miala sie ku koncowi jak na razie.
Spojrzal w okno panny Valiarde bylo puste...
- Skryla sie w swej komnacie - katem oka dostrzegl ze slonce juz zaszlo calkowicie.
I tak minął czas nastała nowa pora roku.
Byl srodek slonecznego zimowego dnia pory Kaldezeit wedlug kalendarza Imerium. Za oknem kuchni lezaly resztki powoli roztapiajacego sie sniegu. Lothar odziany w bialy kucharski fartuch, siedzial na stolku podparty lokciami o kolana i ze skupieniem obieral czerwone dojrzale jablka z zamorskiego importu. Blue, jego wilczyca, spogladala na wlasciciela z politowaniem lekko przekrecajac glowe na boki, zastanawiajac sie zapewne co mu strzelilo do glowy.
- Nie patrz sie tak - rzucil Lothar nawet nie spogladajac na wilczyce. Lekko przegryzal jezyk co swiadczylo o wielkim skupieniu, staral sie jak najlepiej obrac owe jablka tak zeby jak najwiecej soczystego miaszu ostalo sie na owocu. Wilk parsknal tylko i obserwowal dalej nierobiac sobie nic z uwagi wlasciciela, jesli mozna bylo wogle tak Lothara nazwac. Wilki szlachetni kuzyni psow, jako dzikie stworzenia, choc krol wolal okreslenie wolne, panow nie miewaly, wiec wypadalo by raczej nazwac ich wzajemny stosunek swoistego rodzaju przyjaznia, poprostu zyli w malym stadzie i kazde robilo to na co mialo ochote.
- Jabluszka obrane - usmiechnal sie do siebie i wstawil je na piec w garnku drobno pokrojone i zasypal cukrem dodajac szczypte cynamonu. Nakryl metalowa pokrywka szczelnie tak aby dobrze sie sprazyly.
- Teraz ciasto - wymruczal do siebie, spojrzal na wilczyce i zmarszczyl groznie brwi, musialo to wygladac komicznie z powodu fartucha ktory mial na sobie. Blue zapewnie zwykla go widziec w zupelnie innych sytuacjach gdy w ten sposob marszczyl brwi, napewno nie podczas szatkowania jablek. Gdy wilczyca zaczela wesolo machac ogonem z zrezygnowaniem spojrzal w sufit poczym wrocil do czytania starej ksiegi z przepisami ktora wpadla w jego rece podczas jednej z wypraw. Ksiazka byla oblozona skora jakiegos blizej nieznanego mu zwierza a karty jej czas naznaczyl odcieniami zolci. Wodzil powoli palcem po stronicy na ktorej byla otwarta mamroczac do siebie
- Trzy kurze jaja... przednie maslo dziewiec uncji... co tu jest nabazgrane? - ze zdenerwowaniem wpatrzyl sie w wyplowiale litery - trzy porcje maki... i ... proszek kucharski... - spojrzal na wilka pytajaco - co to jest proszek kucharski?
Blue odszczeknela dwa razy radosnie.
- No tak teraz to wszystko jasne - zalamal sie.
Ruszyl energicznie w kierunku komody z zamorskimi przyprawami. Otworzyl ja i zaczal nerwowo ja przeszukiwac. Jesli ktos byl na zewnatrz mogl uslyszec po kilku chwilach radosny okrzyk zwyciestwa.
- Jest!
Kilka minut pozniej wesolo ugniatal reka skladniki o ktorych przeczytal wczesniej. Ciasto powoli nabieralo ksztaltu choc bylo niezwykle kruche co go martwilo bo wedle przepisu powinno sie dobrze z soba kleic. Postanowil zaryzykowac i dodal cale jajko coby sie bardziej kleiste zrobilo. Poskutkowalo, na twarzy mezczyzny malowal sie obraz zwyciestwa i dumy ze jego genialna jajkowa strategia przyniosla tak wspaniale skutki. Ciasto bylo gotowe pozostalo je rozwalkowac i wlozyc do formy co nie bylo tak latwa sprawa. Wedle teori powinno sie je rozwalkowac tak aby tworzylo okrag, bo taka byla forma, jednak jemu wychodzily trapezy trojkaty i inne figury geometryczne.
- To wszystko przez Ciebie - spojrzal na Blue - patrzysz sie i mnie to dekocentruje, znam Cie dobrze i Twoja zlosliwa nature, pewnie myslisz sobie a napewno cos spartoli i nic z tego nie wyjdzie - przerwal i spojrzal ponownie na wilczyce - wiedzialem - dodal.
Po kilku chwilach postanowil wcisnac ciasto do formy tak jak bylo tam przycial tam dokleil i hm wygladalo calkiem niezle.
- Ha - wykrzyknal i wstawil ciasto do pieca zadowolony i poraz kolejny tego dnia niezwylke dumny z swoich osiagniec. Zdjal z ognia jablka i zabral sie do ubijania piany z bialek jaj. Sprawa na pozor prosta byla bardziej skomplikowana niz moglo sie by wydawac. Moze skomplikowane to niezbyt precyzyje slowo do okreslenia problemu z bialkami, duzo wlasciwiej jest tutaj powiedziec ze bylo to znacznie bardziej czasochlonne niz Lothar zakladal na poczatku, a do cierpliwych nie nalezal. Nie obylo sie wiec bez.
- Wredne jajka specjalnie sie nie ubijaja zeby mnie rozwcieczyc! - wymamrotal - ale nie poddam sie, zywcem mnie nie wezmiecie - nagle dotarlo do niego co mowi i ze wilczyca ciagle jest w kuchni, zamilkl a na jego lica wystapil lekki roz.
Ciasto bylo cudownie spieczone, jego won roznosila sie po komnatach twierdzy. Nawet wilczyca przestala stroic sobie zarty z przyjaciela i podeszla blizej zeby przyjrzec sie z bliska jak sie sprawa przedstawia.
- Sio! - odgonil ja drewniana chochla - teraz to slinka cieknie co? Wredny zwierz.
Nalozyl krem na ciasto i pokryl go jablkami ktore nabraly cudownej szklistej barwy. Nastepnie resztki ciasta ktore zostawil wczesniej wykozystal jako swojego rodzaju granulki do pokrycia ciasta z wierzchu. Wstawil calosc do pieca na kolejny kwadrans i zasiadl na drewnianej lawie niecierpliwie oczekiwujac na wynik. Blue podeszla do niego kladac pysk na jego kolanach, Lothar zaczal ja gladzic czule po lbie mietolac jej uszy tak jak lubiala. Klepsydra sie przesypala Lothar sie poderwal i podbiegl do pieca. Otworzyl go powoli i wyciagnal ostroznie forme z ciastem. Na rece mial stara rekawice od Avadona ktora znalazla nowe zastosownie w jego zyciu i przemysle cukierniczym. Ciasto wygladalo nadzwyczaj okazale, rumiane jablko pachnialo przecudownie. Nawet Blue byla zaskoczona ze operacja "Szarlotka", jak ja Lothar nazywal prywatnie, dala tak ciekawe skutki. Albo rzec raczaj wypada smakowite.
Lothar zasiadl za lawa, postawil ciasto przed soba. Nagle poczul cieply oddech wilka na nodze, spojrzal pod lawe Blue byla obok niego i z wywalonym jezorem, merdajac wesolo ogonem robila mokre oczy w oczekiwaniu na cos blizej niesprecyzowanego.
Cos...
- Wiedzialem - walnal glowa w stol zalamujac sie calkowicie.
Autor: Calluna klan Inconnu:
- SpicyChicken, no dalej .. spróbuj wyleczyć mnie choć troszkę bardziej... 26 kropelek krwi, które mi dajesz naprawdę niewiele mi pomoże w czasie walki... - ale dwugłowa,różowa kura tylko spojżała na Callunę z wyrzutem.
- Ech.. no dobra koniec treningu na dzis, pójdziesz do zagrody, pobawisz sie z innymi równie nierozumnymi ptakami jak ty to może cie najdzie ochota na współprace, tylko nie daj się zjeść- grając na specjalnym instrumencie Calluna zwabiła młodego kurczaka do zagrody, zastanawiając się cały czas jak długo jeszcze będzie mogła bronic jej przed wiecznie głodnymi wojownikami. Za każdym bowiem razem , gdy wracali z wyprawy jedyne co ich interesowało, to czy jest już dobrze wypasiona. Calluna nie traciła wiary ,że uda jej się nauczyc bezradnego ptaka do bycia pożytecznym, lecz jak na razie z miernym skutkiem.
Mijając szereg zabudowań od strony gospodarczej Calluna poczuła smakowity zapach pieczonych jabłek i ciasta, zastanowiło ją tylko, kto był jego twórca, ponieważ kiedy godzinę wcześniej myszkowała po spiżarni w poszukiwaniu słodyczy, kuchnia była pusta, a czas szykowania wieczerzy jeszcze nie nadszedł. Szybko wytarła ręce niezbyt czystą szmatką i starając sie jak najmniej hałasowac pobiegła w strone zamkowej kuchni.
Ostrożnie uchyliła drzwi i pierwsze co ujżała to wystający spod stołu ogon, machający w prawo i lewo jakby w oczekiwaniu na coś, potem wystający z drugiej pysk wilka pożerającego coś co podał mu Lothar.
- No wiesz co! - Calluna była z lekka zdegustowana,
- Pichcisz tu sobie cos po kryjomu i nawet nie zawołasz na podwieczorek- lecz po chwili nie mogła juz udawać nawet tej odrobiny złości. Po poprzednich bezowocnych poszukiwaniach w spiżarni zbyt była spragniona czegos słodkiego, a Lothar wyglądał zbyt zabawnie w za dużym fartuchu zamkowego kucharza, żeby się gniewac więc tylko się uśmiechnęła siadając po drugiej stronie ławy
- Dostane tez kawałek ?
Autor: Lothar Vandire klan Imperial Fists:
Lothar westchnal cicho, poczym usmiechnal sie szeroko i powiedzial glosno.
- Alez oczywiscie - odkroil kawalek ciasta i nalozyl Callunie na talerz - Prosze czestuj sie - powiedzal z usmiechem i dodal z lzami w oczach - Tylko prosze o cisze na temat ciasta nie wiadomo kto jeszcze moze sie zjawic... hm a raczej w jakiej liczbie - rozejrzal sie nerwowo i spojrzal na Blue z wyrzutem. Wrocil na swoje miejsce.
- Jak postepy na treningach? - zapytal ciekawsko zmieniajac temat, choc wciaz myslac czy jest w twierdzy ktos jeszcze kto moglby wyczuc aromat ciasta.
Autor: Gosik klan The Untouchables:
Przyznajcie sami, jak długo można ślęczeć nad starymi księgami? W komnacie pełnej wiekowych mebli i kurzu, półek wypełnionych po brzegi tomami grubości okazałej, jak na starozytne rekopisy przystało, oprawionych w skóry, ze złoconymi literami na grzbietach? Chyba tylko starzy mędrcy mieli dość sił, by spędzać tu wieki całe... Ale nie młodziutka dziewczyna.
Gosik podniosła sie z siedzenia, wzięła do reki ostatnia z ksiąg przeznaczona dla Sorcerera, i przemysliwszy dogłębnie końcowa karte, z czystym sumieniem odniosła ją na miejsce. Po drodze o mały włos nie upadła, potykając się o stos schowanych tutaj przez któregoś spoila recept (jak zwykle skrupulatnie ułozonych jedna na drugiej, ale nie przewiązanych nawet sznurkiem, wiec łatwo było zaplątać sie w cieniutkich chodnikach pomiedzy rozłożonymi ksiegami, książkami, papirusami. W ostatniej chwili złapała równowagę chroniąc w ten sposób kolano przed rozbiciem i z ciekawości wzięła w dłoń zwój, który w całym tym zdarzeniu zsunał sie z jednego stosu na podłoże.
Powróciła do biurka i wzieła jedna ze świec, aby w drodze przez zamkowe korytarze móc zagłębic się w lekture.
Karta zapisana była nieco koślawym pismem, widac przez człowieka, który się na fachu sporządzania ksiąg nie znał. Udało się jej odcyfrować kilka słów... "Trzy kurze jaja... przednie maslo dziewiec uncji... "
- Ach, to przepis na ciasto! - uradowała się, a jej dźwięczny głos poniósł sie echem po zamku. - "Trzeba go wypróbować" - pomyslała i skręciła w korytarz prowadzący do kuchni. Zaraz tez poczuła przyjemna woń pieczonych jabłek i cynamonu...
CDN?
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Digital Dementia © 2002
Christina Richards
, phpBB 2 Version by
phpBB2.de
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin