Errindiel
Stalowy Golem

Joined: 03 Nov 2005
Posts: 1140
Read: 0 topics
Helped: 10 times Warns: 0/5 Location: Ollore Malle
|
Posted: Tue 13:56, 13 Dec 2005 Post subject: Fragment starego rêkopisu |
|
|
Dlaczego ? –
Mrukn±³ do siebie Girithorn, wpatruj±c siê w prowizorycznie opatrzon± d³oñ. Dorzuci³ polano do wygasaj±cego ogniska i poprawi³ opadaj±cy z ramion koc.
By³a ch³odna wrze¶niowa noc. Gwiazdy weso³o b³yska³y na bezchmurnym niebie. Lecz nawet ich blask nie móg³ poprawiæ ponurej atmosfery jak± tworzy³a skalista okolica. Niewielka kotlinka co prawda os³ania³a przed dokuczliwym wiatrem, i skrywa³a przed niepo¿±danym wzrokiem. Jednak¿e wilgotne powietrze i podmok³y teren, nie pozwala³ nazwaæ to miejsce: przytulnym.
Siedz±cy przy kar³owatym drzewku mê¿czyzna zapatrzy³ siê w p³omienie.
Oczyma wyobra¼ni znów ujrza³ ciemn± uliczkê z b³agaj±cym o ja³mu¿nê dzieciakiem.
Ch³opak nie móg³ mieæ wiêcej ni¿ 10 lat. Podarte ubranie usi³owa³ przykryæ brudnym i wilgotnym pledem. Umorusana twarz kry³a szlachetne rysy, czarna czupryna opada³a na b³yszcz±ce oczy. Piêkne, lecz bez wyrazu, jak u niewidomego.
Jednak on widzia³, o czym Girithorn przekona³ siê chc±c wrzuciæ drobn± monetê do drewnianej miski ¿ebraka. Jej m³ody w³a¶ciciel wydoby³ nagle, spod brunatnego koca ma³y sztylet i pchn±³....
Trzask p³on±cego polana, panuj±c± wko³o ciszê. Drzemi±cy nieopodal koñ przest±pi³ z nogi na nogê.
Dlaczego to zrobi³ ? –siedz±cy w blasku ogniska wojownik pokiwa³ g³ow±.
Przecie¿ nie mia³ szans mnie zabiæ i na pewno o tym wiedzia³.-
Nawet nie zatru³ broni.–
Odpada wiêc chêæ rabunku. –
To wygl±da³o jak czysta nienawi¶æ. Mo¿e zemsta? Ale za co ?-
Przecie¿ mnie nie zna³. –
Mo¿e za to i¿ jedyn± zasad± naszej cywilizacji jest, kto silniejszy ten lepszy?-
Za to ¿e prawo to tylko puste s³owo, pojêcie znane jedynie z kart starych ksi±g-
Uczciwo¶æ ? Honor ? – Smutny u¶miech wykwit³ na jego twarzy.
Sam kilkakrotnie musia³em z³amaæ te zasady.-
I po co?-
By ratowaæ w³asne ¿ycie. Bo có¿ sta³oby siê z mymi bliskimi gdybym zgin±³ ?-
Girithorn rozejrza³ siê wko³o, lecz nie widz±c nic niepokoj±cego, znów pogr±¿y³ siê w zadumie.
Mo¿e moje postêpowanie jest z³e ? -
Na pewno ! –
Nie istnieje ju¿ takie pojêcie jak dobro ! Cokolwiek bym zrobi³, zawsze zrobiê ¼le ! –
Nadstawienie drugiego policzka wpêdzi w powa¿ne k³opoty zale¿nych ode mnie.-
Wiêc zabijaæ dalej ?-
Ale to nie ja da³em ¿ycie by je potem odbieraæ. – znu¿ony znów spojrza³ w ognisko.
Samotna podró¿ by³a niezwykle mêcz±ca, szczególnie po tak niebezpiecznej okolicy.
Zacz±³ powoli przegrywaæ ze zmêczeniem.
Zamkn±³ oczy.
G³owa ci±¿y³a mu coraz bardziej...
Sam nie wiedzia³ co go ostrzeg³o wcze¶niej. Instynkt, wykszta³cony latami wêdrówki, czy mo¿e r¿enie sp³oszonego konia.
W miejscu, w którym przed chwil± siedzia³, utkwi³a d³uga czarnopióra strza³a.
Próbuj±c schroniæ siê w mroku, doby³ miecza. Na granicy ¶wiat³a padaj±cego z ogniska zamajaczy³y siê dwie czarne sylwetki, b³yskaj±ce metalowymi elementami uzbrojenia.
W my¶lach przekl±³ zbyt jasne p³omienie które o¶wietla³y teren. Kotlinka która wcze¶niej da³a mu schronienie, teraz sta³a siê pu³apk±. A w mroku kry³o siê co najmniej trzech przeciwników....
Nag³ym skokiem rzuci³ siê w kierunku ognia. Przeturla³ siê, chwyci³ tarczê i kopniakiem rozrzuci³ p³on±ce drwa. Po¶ród chmury iskier skry³ siê w bezpiecznych ramionach ciemno¶ci.
Lecz ukryty w mroku ³ucznik wykorzysta³ ostatnie blaski wygasaj±cego ogniska i do symfonii okrzyków, tupotu kopyt do³±czy³ g³uchy d¼wiêk grotu przebijaj±cego pancerz.
Girithorn zatoczy³ siê. Rozdzieraj±cy ból w lewym boku nieomal pozbawi³ go przytomno¶ci. Ale jak zwykle w takichch sytuacjach czê¶æ jego umys³u, odseparowa³a siê od wszelkich emocji i przejê³a kontrolê na cia³em. Zebra³ siê w sobie i ciê¿ko oddychaj±c stan±³ na szeroko rozstawionych nogach.
Otworzy³ oczy. W u³amku sekundy jego umys³ zarejestrowa³ dwa fakty. Drzewce stercz±ce z jego brzucha i l¶ni±ce ostrze zmierzaj±ce w kierunku jego g³owy. Zas³oni³ siê tarcz± ³ami±c przy tym strza³ê. Nag³y b³ysk bólu wywo³any poruszeniem siê pocisku w jego trzewiach, na moment pozbawi³ go wzroku. Lekko oszo³omiony rozejrza³ siê szukaj±c wroga. Lecz zamiast niego us³ysza³ cichy klekot drewnianej ko³atki, a zaraz potem ¶wist lec±cej strza³y.
Jeden ³ucznik. Strzela na s³uch. Dwóch walczy wrêcz - Ch³odno analizowa³ sytuacjê, staraj±c siê ignorowaæ przenikliwy ból .
Ale przeciwnicy nie dali mu czasu na rozmy¶lania.
Nastêpny z nich atakowa³. Pojawi³ siê nagle, tu¿ przy Girithornie, który odruchowo pchn±³ ciemn± postaæ na wysoko¶ci pasa. Zaskoczony tak szybka reakcj± napastnik, z trudem zablokowa³ uderzenie, by potem umkn±æ poza zasiêg widzenia.
Widz± w ciemno¶ciach ? – By³ zdumiony i zarazem wystraszony w³asn± bezsilno¶ci±.
I do tego ten denerwuj±cy klekot. – Pomy¶la³ sfrustrowany
Znów us³ysza³ ¶wist strza³y. Tym razem bli¿ej.
Kolejny atak wrêcz. Broni±c siê przed nim zrobi³ paradê i grzmotn±³ tarcz± ciemn± sylwetkê. Jêk bólu w chwilê potem zmieni³ siê krzyk agonii, gdy Girithorn koñcz±c pozorowane uderzenie, ci±³ w szyjê.
Nie jest a¿ tak ¼le. Bywa³o gorzej. - Próbowa³ w my¶lach pocieszyæ sam siebie.
Kolejna próba zabicia go na odleg³o¶æ zakoñczy³a siê niepowodzeniem.
Jednak czu³ ¿e s³abnie. Przeszywaj±cy ból i gêsta lepka krew, wsi±kaj±ca w jego szaty, da³y mu do zrozumienia, ¿e rana jest powa¿na. Prawdopodobnie zbyt powa¿na.
Opad³a go rezygnacja. Poczu³ bezdenny ¿al.
Lecz czê¶æ jego umys³u wci±¿ kierowa³a walk±, nieczu³a na emocje czy rozterki.
Odparowa³ uderzenie. Smutek.
Klekot ko³atek. D¼wiêk przelatuj±cego pocisku.
Znów atak. Znów ¶wist strza³y.
Znów kilka kroków by zmyliæ napastników. Znów ból i znów ¿al.
Czy ³ucznikowi skoñczy³y siê strza³y, czy te¿ mo¿e doszed³ do wniosku, ¿e strzelaæ na o¶lep nie ma sensu.
To ju¿ nie mia³o znaczenia. Najwa¿niejsze by³o to, ¿e napastnicy uderzyli we dwóch.
Gdyby wiedzieli jak ciê¿ko jestem ranny poczekaliby do ¶witu – pomy¶la³ zas³aniaj±c siê tarcz±.
Teraz ¿aden z nas nie ujrzy wschodu s³oñca – ponuro stwierdzi³ odr±buj±c ramiê napastnikowi....
Le¿±c pó¼niej po¶ród trzech cia³, rozmy¶la³ o swych bliskich.
Zgodnie z jego przewidywaniami rana by³a ¶miertelna. A on nie posiada³ wiedzy i umiejêtno¶ci swych przodków by j± uleczyæ. Zosta³a mu powolna i bolesna ¶mieræ.
Nie czu³ strachu, a jedynie smutek. I z³o¶æ na siebie, ¿e tak ³atwo da³ siê pokonaæ.
Wiedzia³, ¿e gdy go zabraknie, wiêkszo¶æ wojowników opu¶ci jego dom. G³êboka Dolina zostanie bezbronna. £zy sp³ynê³y mu po policzkach. Po¶ród czerwonych mgie³ bólu, ujrza³ piêkn± kobietê z niemowlêciem na rêkach .
Díheno anim – szepn±³ .... i skona³.
BC wrzesieñ 1996
The post has been approved 0 times
|
|